Archiwum

Posts Tagged ‘Ujsoły’

Chudy Wawrzyniec 2013 – relacja 50+

13 sierpnia, 2013 20 Komentarzy

Od czego zacząć? Przecież to najważniejszy start w tym sezonie. Całe pół roku przygotowań.
Zacznijmy od najważniejszego: jakby nie patrzeć jestem ultramaratończykiem. Tak, przebiegłem 52 km po górach Beskidu Żywieckiego i czuje się z tym rewelacyjne.

Podziękowania

Zazwyczaj są na końcu, ale ja od nich zacznę. Przede wszystkim dziękuję mojej lepszej połowie za wyrozumiałość i znoszenie moich weekendowych wybiegań. Za to, że przystała na mój szaleńczy plan wyjazdu rodzinnego w góry. Za wsparcie i wiarę w to, że się uda. Dzięki skarbie 🙂

Wielkie podziękowania dla Tomasza Krawczyka, Kuby Wolskiego, Adama Folanda, Magdy Ostrowskiej-Dołęgowskiej, Krzysztofa Dołęgowskiego – czyli organizatorów Chudego Wawrzyńca z napieraj.pl Bardzo dobra robota. Stworzyliście świetne zawody,które mają swój klimat. Fakt pogody jaka była rok temu i teraz dodaje mistycyzmu tej imprezie. Mam nadzieje, że za rok także będzie mgła 🙂 Do organizacji praktycznie nie mam zastrzeżeń. Świetne oznaczenie trasy (miałem koszmary senne, że gdzieś tam się zgubiłem na trasie – nie było opcji, żeby źle pobiec). Dzięki dla wolontariuszy Pokojowego Patrolu, który zabezpieczali trasę biegu. To on stali przez kilkanaście godzin w miejscu i czekali na nas, biegaczy.

50 czy 80 – magia cyfr

Ostatecznie pobiegłem trasę 50+. Taki plan miałem od samego początku. Cały czas zaznaczałem, że nie wiem jaki cud musiałby się wydarzyć, aby na 44 km wybrać dłuższą trasę. Cudu nie było i poleciałem w lewo, W takcie biegu miałem myśli, że może jednak 80. Jednak pojawiające się zmęczenie i bóle szybko sprowadziły mnie na ziemię. Pozostaje lekki niedosyt, że to jednak na zawodach wybrałem, krótszą trasę. Jednak jak na górski debiut nie jest źle. Trasa nie była łatwa, warunki pogodowe także.
Znam swój organizm i wiem, że nie byłem przygotowany na 80km. Wybór tej trasy wiązałby się z dyskwalifikacją ze względu na przekroczenie limitu czasu lub kontuzji. Muszę pamiętać o tym, że jesienią jest jeszcze jedno biegowe wyzwanie – pobiec maraton dużo poniżej 4 godzin, więc zdrowie trzeba szanować.

Beskid Żywiecki

Zawody zostały jak rok temu, zorganizowane na szlakach Beskidu Żywieckiego. Start w Rajczy a meta w Ujsołach, gdzie wynajęliśmy górską chatkę nad strumykiem. Nocleg w Ujsołach szukaliśmy na kilka miesięcy przed zawodami i powiem Wam, że nie było łatwo znaleźć wolny domek w tym terminie.

Dlaczego Chudy Wawrzyniec – od Hudów Wawrzyńcowych. Lokalnego święta ludowego. Obchody Hudów były tydzień wcześniej, więc nas niestety ominęły ogniska i tańce, Ale w przyszłym roku będziemy i na Hudach i na Chudym.

Ostatnio byłem w górach wiele lat temu. Teraz przypomniałem sobie ten klimat. Kocham góry. Uwielbiam te szlaki, wzniesienia, górskie chatki, potoki, spokój, zapach drewna i wszechobecne szczyty i las. Beskid to także lokalne piekarnie i sklepiki na wioskach. Jak ja dawno nie jadłem tak dobrego pieczywa. Mieszkając na co dzień w Warszawie może człowiek zapomnieć jak smakuje bułka czy chleb z górskiej, miejscowej piekarni. Trzymając się aspektów kulinarnych nie mogę pominąć Gospody u Wandzi i Jędrusia w Milówce. Od wizyty tam pizza już nigdy nie będzie taka sama. Za 12 zł dostaliśmy kawał wielkiej domowej pizzy z duża ilością sera i wielkimi kawałkami mięsa. W życiu nie jadłem tak dobrej pizzy, za tak małe pieniądze. Do tego zamówione góralskie placki ziemniaczane ze śmietaną i boczkiem. Uczta dla podniebienia w niedziele po zawodach. A co, zasłużyłem sobie 🙂

Biała noc

Wrócimy jednak na start. A właściwie to na noc poprzedzającą start w zawodach. Do Ujsoł przyjechaliśmy w piątek w południe. Wysoka temperatura i duchota nie zapowiadały dobrych warunków. Prognozy pogody mówiły o deszczu i burzach. I stało się. Od wieczora do 2 w nocy szalała burza i padał intensywny deszcz. Takiej burzy nie pamiętam. Kierowniczka ośrodka w którym mieszkaliśmy potwierdziła, że takiej burzy bardzo dawno nie było. Pioruny, błyski – koszmar. Planowałem obudzić się o 3.00, żeby zdarzyć się ubrać i dojść pod szkole w Ujsołach na autobus, który miał nas zawieść do Rajczy, gdzie był start zawodów. Nie spałem za wiele. Byłem przerażony. Co jeśli taka burza będzie podczas zawodów. Przecież mogą je odwołać. Na szczęście o 3.00 przestało padać i grzmieć… Ubrałem się, sprawdziłem sprzęt i wyruszyłem. Wychodząc zobaczyłem, że strumyk zamienił się w rwący potok. Oj dużo było tam wody. „Będzie ciekawie” – pomyślałem.

Autobus zawiózł nas pod amfiteatr w Rajczy.

Zawody

3,2,1 start. O 4:35 ruszyliśmy.

zdjęcie(3)Start w Rajczy

Początkowe 6 km to spokojny bieg po asfalcie w tempie ok 6 min/km. Spokojnie, żeby się nie spalić na samym starcie. Pierwsza górka to Rachowiec, gdzie był zlokalizowany punkt kontrolny. W miarę spokojnie udało się przebiec ten fragment trasy. Ostatecznie zdecydowałem się nie brać kijków ze sobą. Nadal nie wiem czy to błąd czy nie. Wiem już, że w dalszej części trasy byłby przydatne. Podbiegi pokonywałem szybkim (początkowo) marszem a zbiegi możliwe szybkim zbieganiem. Na podejściu na drugi szczyt czyli Kikulę pojawił się problem. Mianowicie na podejściu zacząłem odczuwać ból dolnego odcinka kręgosłupa. Ból chyba był spowodowany moja pozycja podczas wbiegania i napięciem mięśni. Był to znak ostrzegawczy i sygnał: „Marcin – za mało stabilizacji. Za mało ćwiczeń„. Na szczęście na dalszej trasie ból minął ale początkowo było to niepokojące i przestraszyłem się. Zbiegi pokonywałem szybko. Nawet udało mi się wyprzedzać zawodników. Podbiegi to niestety było powolne wchodzenie. Noga za nogą. Kijkarze mieli przewagę na podbiegach i mnie wyprzedzili. A na zabiegach ja ich wyprzedzałem.

Na trasie spotkałem Pawła maratoniarz.pl Kawałek biegliśmy razem, pogadaliśmy. Na jednym z podejść jednak leciał za szybko i mi uciekli. Paweł z kolega biegł 80+, jak się potem okazało z sukcesem.

Po nocnej burzy w górach było sporo błota i wody. Całe szczęście póki co nie padało. Gdzieś w oddali było słychać grzmoty. Już po pierwszych kilometrach biegu w lesie, buty miałem całe mokre. Zaleta Cascadii to fakt, ze szybko schną i odprowadzają wodę, Także dało się biec. W plecaku miałem 1,5 litra wody i butelkę 0,5 izotonikiem. Co jakiś czas chwytałem rurkę i piłem wodę. W biegu wciągałem żel, potem zjadałem batona i leciałem dalej. Tak minąłem Kikule i wbiegałem na wysoką Wielka Raczę. W pewnym momencie, gdy chciałem napić się z rurki, zabulgotało w plecaku i okazało się, że nic nie leci. Wypiłem wszystko. Piłem dużo na trasie. Nie mam wody, a do punktu odżywiania na Przełęczy Przegibek jeszcze daleka droga. Byłem trochę w kropce. Na szczęście miałem jeszcze z 0,3 izotonika. Zacząłem oszczędzać płyn.

zzPołowa drogi za mną – schronisko na Wielkiej Raczy

Chwile później wdrapałem się na Wielką Raczę. Było tam schronisko PTTK. To był też półmetek mojej wyprawy. Jak się okazało w schronisku można było zakupić wodę, jedzenie i inne smakołyki. Na szczęście miałem ze sobą pieniądze i kupiłem sobie wodę niegazowana oraz gorąca herbatę. Dość długa kolejka w sklepiku i czas picia herbaty kosztował mnie około 20 minut. To była realna strata czasu. W przyszłym roku nie mogę tak zrobić. Nie miałem jednak wyjścia. Musiałem mieć wodę na dalsza drogę, gdyż do punktu żywieniowego było jeszcze prawie dwie godziny biegu. I tutaj moim zdaniem chyba jest jeden minus całej imprezy. Skoro jest taki charakterystyczny punkt jak schronisko, to tutaj także powinien być punkt odżywiania lub chociaż miejsce gdzie można uzupełnić wodę. Pomijam fakt, ze straciłem 9 zł na butelkę wody i herbatę, bo nie o to chodzi. Kluczem tutaj jest stracony czas. Z drugiej strony ten krótki odpoczynek pomógł mi napierać dalej.

1Gdzieś za Wielką Raczą

Z Wielkiej Raczy dość szybko zbiegałem w dół, wyprzedzając zawodników z kijkami. Czułem się w miarę dobrze. Nogi bolały, ale nie było tragicznie. Zbieg z Raczy to otwarta przestrzeń. Normalnie byłby widać piękny krajobraz. Tego dnia wszędzie było mgliście. Ale miało to swój ogromny urok. Było bardzo klimatyczne. Chatki wyłaniające się zza mgły,
inni biegacze do których dobiegałem. Mistyczne klimaty.

Dobiegłem do punktu żywieniowego. Tutaj starałem się nie tracić czasu. Szybko uzupełniłem wodę, izotonik, zjadłem drożdżówkę i dwa batoniki. Stół na schronisku na Przełęczy Przegibek był obficie zastawiony smakołykami. Ciasto, czekolada i inne pyszności.

Dystans i czas kontrolowałem zegarkiem Sunnto Ambit2, który jest rewelacyjny. Ma absolutnie wszystko a nawet więcej. Jednak za mało byłem z nim zaznajomiony i popełniłem błąd. Widząc, że poziom baterii spadł (jak się potem okazało i tak było jeszcze 50%) chciałem przełączyć w trakcie biegu tryb sportowy z biegania (odczyt gps co 1 sek) na tryb górski (odczyt co 60 sek i oszczędność baterii). Taka zmiana jest możliwa, jednak tak nawciskałem, że wyłączyłem obecny trening i nie mogłem go kontynuować 😦 Za dużo opcji 😉 Od tego momentu wiedziałem, że do mety jest jakieś 13-14 km i miałem to w pamięci. Zegarkiem uruchomiłem nowy trening.

Napierałem dalej. Ale było ciężko, coraz bardziej. Podbiegi to już mozolne wleczenie się krok za krokiem. Nie byłem w stanie zwiększyć tempa. Wyprzedzili mnie kijkarze.

Przed zawodami obawiałem się o swój żołądek. Wciągałem kolejne żele isostara, jadłem batony z Decathlonu oraz czekoladę z orzechami. Nic, wszystko było ok. Jestem dumny ze swojego żołądka 🙂 Tak wielu miało rożne przygody, że się tego obawiałem. Udało się bez sensacji. Ciekawostka to nawadnianie. Podczas zawodów wypiłem 3 litry wody i litr izotonika. Wszystko chyba wypociłem, bo na trasie tylko raz pod koniec dosłownie na chwilę zatrzymałem się za potrzebą.

Dobiegłem do rozwidlenia tras. W lewo 50+ w prawo 80+. Mogłem pobiec i tu i tu. Może przez ułamek sekundy się zawahałem. Zgodne z planem poleciałem w lewo. Ze zdwojoną siła, ponieważ wiedziałem, że to już tylko dycha została. Patrząc na tempa, to powinny być jakieś niecałe dwie godziny. Grzałem dalej. W dół zbiegałem ile sił, ile się da i jak szybko się da. Po kamieniach zwalniałem, aby jednak nie zaliczyć upadku, ale po pewnym podłożu leciałem ile sił. To był wspaniały moment. Wielkie zmęczenie, ale i wielka siła. Ogromny plus dla butów. Wgryzały się w podłoże i byłem w stanie utrzymać równowagę. Nawet na błocie nie ślizgałem się za bardzo. Maksymalnie mokre, całe w błocie dawały radę…

1376329534_3be86f1f1a97bf118b6bb2c75392a7e3Gdzieś miedzy Wielką Rycerzową a Muńcułem
Prawda, że jest pięknie?

Przede mną ostatnie wzniesienie. Piep@#$ Muńcuł. Prawda, że było tam pięknie? Już miałem dość wspinania. Nogi już nie dawały rady. Dlatego piep@#$%. Wiedziałem jednak, że za nim będzie spory zbieg i już będę w drodze na metę w Ujsołach. Na podejściu wyprzedziło mnie kilka osób. Po zdobyciu góry, zaczęło się ostre zbieganie w dół. To był ten moment kiedy poczułem kolejny wiatr w skrzydłach. Zacząłem szybko lecieć w dół. Nogi bolały, kolana prosiły o postój a ja leciałem w dół wyprzedzając kolejnych zawodników. „Lewa, prawa” – wolałem, aby zrobić trochę miesiąca na wąskiej ścieżce. Z mną było kilku takich co lecieli jeszcze szybciej, to ich puszczałem.

Lecę w dół. Widzę już domki w Ujsołach. Biegnę po wąskiej ścieżce, po której płynie woda. Błotniście, mokro i ślisko. No i stało się. Na kamieniu zanurzonym w wodzie źle postawiłem już zmęczoną nogę, zabrakło sił i zaliczyłem glebę uderzając kolanem w kamień. Pojawiła się krew i ból. Całe szczęście bardzo szybko się pozbierałem i z grymasem bólu poleciałem dalej. Adrenalina zadziałała.

Meta

Na mecie pojawiałem się z czasem 08:36:02. Tak ukończyłem swoje pierwsze zawody górskie. Zostałem ultramaratończykiem. Tego uczucia, które mnie ogarnęło na mecie nie da się opisać słowami. To trzeba przeżyć. Spełnienie, radość, satysfakcja – to za słabe słowa.

zdjęcie 1(1)mostek przed metą

zdjęcie 3meta 🙂

zdjęcie 4dekoracja

Kopia zdjęciez najwspanialszym małym kibicem, który wypatrywał taty na trasie

Videorelacja


Krótka videorelacja.

1376395891_3af6c283f6b55839d0f2fef72fff0c72Medal, numer startowy i opaska

Na mecie oprócz medalu i kaszy z mięsem czekało ma mnie pyszne piwo. Wielki plus dla organizatorów za to. Taka mała rzecz a tak ucieszyła. Do wyboru, albo bezalkoholowe, albo smakowe lub klasyczny Lech z puszki. Wybrałem to ostatnie, przelałem do kubka i wypiłem. Takie piwo smakuje inaczej. Sam czułem się inaczej. Szczęśliwy, spełniony. Zrealizowałem cel. Mega zadowolenie.

Sprzęt
– buty Brooks Cascadia 8. Jak napisałem wcześniej, spisały się bardzo dobrze. Bardzo dobre trzymanie na trasie poza jednym upadkiem na śliskim kamieniu. Żadnych bąbli, otarć i innych przykrości. To też na pewno zasługa smarowania stóp Sudocremem, no i oczywiście skarpet Compressport.

zdjęcie 5mokre i ubłocone Brooks Cascadia, które bardzo dobrze się spisały. Dzięki Wam moje towarzyszki

plecak spisał się na „5”. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Największe rozczarowanie to pasek Compressport, na którym możemy zamocować numer startowy oraz włożyć żele. Tak jak na płaskim terenie jest wszystko ok, tak podczas zbiegów pasek się poluźniał przez co cały czas się zsuwał. Musiałem go na nowo ściągać a on i tak podczas szybkich zbiegów zsuwał się. Podczas treningów nie biegałem w sumie górek z tym paskiem, także ten element powiedzmy nie został przez mnie dopracowany na 100%
– zegarek Sunnto Ambit2 to jest petarda jeśli chodzi o zegarki biegowe. Pocisk, który moim zdaniem zdeklasował Garmina. Ma wszystko i jeszcze więcej. Na trasie spisał się bardzo dobrze. Jedynie moje niedouczenie w opcjach i za mała znajomość zegarka spowodowała, że z zawodów mam trzy zapisy zamiast jednego 🙂 Na dniach przeczytacie bardziej obszerną recenzję tej maszynki do odliczania kilometrów.

Ścieżka

Tutaj możecie podejrzeć moje zmagania na trasie. Zapis pochodzi z zegarka Sunnto Ambit2. Wielkie dzięki dla Sunnto Polska za udostępnienie tego rewelacyjnego zegarka na czas zawodów.

http://www.movescount.com/moves/move16987539

http://www.movescount.com/moves/move16987581

http://www.movescount.com/moves/move16987586

Podsumowanie

Z pewnością wrócę za rok. Po to, aby zmierzyć się z trasą 80+. I nie na zasadzie ukończenia gdzieś w okolicach 14-15 godzin. Mam zamiar powalczyć na trasie. Z Chudego wyniosłem ogromne doświadczenie. Wiem jakie błędy popełniłem nad czym należy popracować. Mam rok. Przez ten rok zamierzam ostro popracować i w III edycji Chudego pościągać się już na poważnie. Tak, aby w tym górskim biegu było więcej biegania a mniej marszu.

zdjęcie 2(2) Do zobaczenia za rok

Chudy Wawrzyniec – zostały trzy tygodnie

21 lipca, 2013 17 Komentarzy

Zostały trzy tygodnie do Chudego. Niewiele już mogę poprawić. Teraz muszę myśleć o tym,  aby niczego nie zepsuć. Nadal mam świadomość, że biegam za mało. Cztery treningi tygodniowo i jakieś 50-60 km to jednak nie jest dużo. Ograniczony czas nie pozwala biegać więcej. Mam nadzieję, że jakość tych treningów jest optymalna i nie odetnie mnie na trasie. Po wczorajszym treningu (20 km wybiegania połączone z bieganiem po górce) zdecydowałem, że nastawiam się ostatecznie na trasę 50+ (jakieś 55km). Na prawdziwe ultra przyjdzie czas w przyszłym roku, kiedy będę miał lepszą stabilizację (ciągle za mało ćwiczeń stabilizacyjnych), a przede wszystkim doświadczenie w bieganiu po górach. Nie wiem co musiałoby się stać i jak musiałbym się dobrze czuć, aby na 40 kilometrze skręcić w prawo i wybrać trasę 80+ (85km). Nie jestem na to gotowy. Mój cel na Chudy Wawrzyniec to minimum: dobiec do mety w limicie czasu w dobrym zdrowiu. Plan optymalny to przebiec trasę w sensownym czasie i napierać ile się da. 7-8 godzin będzie chyba dobrym wynikiem. Obawiam się o pogodę. Gdy będzie padać, jak rok temu, to nie będzie wesoło. Mam nadzieję, że teraz będzie znacznie mniej wody i błota na trasie.

1011498_547152242015861_1579175187_n

Przygotowania trwają. Liczę na to, że start w Chudym pomoże mi zrealizować inny cel na 2013. Czyli w końcu przebiec maraton poniżej 4h i to ze sporym zapasem. 3:45 – tyle zakładam. O realnym czasie pomyślę po Półmaratonie Tarczyńskim w połowie września. Aha, czy mówiłem już, że w tym roku maraton biegnę w Poznaniu? Nie – no to mówię 🙂

Taktyka

Trenuje dużo podbiegów. Nie ma opcji żeby to nie przyniosło pozytywnych efektów. Najbardziej jednak obawiam się zbiegów. Wiem, że do tego potrzeba odpowiedniej techniki. Ja jej nie mam. No bo skąd na płaskim terenie mam niby mieć. Nie da się wszystkiego wytrenować na Górce Szczęśliwickiej czy Kopie Cwila.

Kopa Cwila – fot. Wikipedia

Nie biegałem jeszcze o 4 nad ranem, także to będzie dla mnie nowe doświadczenie. Będę biegł w półśnie 🙂 Kluczem do dobrego samopoczucia jest spokojny start. Bez rwania do przodu. Podbiegi lekkie będę pokonywać biegiem. Na tych bardziej stromych będę przechodził do marszu. W drugiej fazie biegu będę korzystał chyba z kijków. Zwłaszcza Wielka Racza i Wielka Rycerzowa. Tak przynajmniej wskazuje profil trasy. Na początku będę napierać do góry opierając ręce na nogach. Taki sposób wspinania się chyba jest dobry. Gdy zabraknie sił użyję kijków. Najgorsze będą paradoksalnie zbiegi. Tam można najwięcej zyskać ale i stracić. Nie mam opanowanej techniki zbiegu. Będę się uczył na trasie. Zakładam, że w drugiej części trasy mięśnie będą na tyle zmęczone, że szybkie zbieganie będzie niemożliwe. Zawsze jednak można przymknąć oczy i lecieć…. 🙂

Sprzęt

Najważniejsze są buty. Pobiegnę w trialowych Brooks Cascadia 8. Pisałem o nich jakiś czas temu. Biegam w nich regularnie. Moje stopy bardzo je lubią. Są wygodnie, dobrze trzymają stopę i co najważniejsze, są na tyle wybieganie, że można je zabrać na górskie zawody. Nadal rozważał zabranie zapasowej pary butów na przepak. Może zabiorę Nike Lunarglide 4 w razie czego,  gdyby coś stało się na trasie z Brooksami. Jeszcze zobaczymy.

Krótkie, czarne leginsy Asics.  Są obcisłe,  przez co minimalizuję ryzyko wystąpienia otarć. Po odpowiednim nasmarowaniu kremem powinno być wszystko ok. W krótkich, luźnych spodenkach na dłuższych dystansach niestety jestem dość poobcierany i nie potrafię rozwiązać tego problemu. Dlatego decyzja o leginsach.

————–
Mateusz w komentarzach napisał o kompresji. Zapomniałem tutaj o tym napisać  🙂  Oczywiście na zawody zabieram skarpety kompresyjne COMPRESSPORT Full Socks,
które są towarzyszem podczas weekendowych wybiegań. Biegam w nich od listopada 2012 i jestem zdania, że kompresja działa, a skarpety przynoszą ulgę i przyśpieszają regenerację. Jakość wykonania tych skarpet jest na bardzo wysokim poziomie. Wiele innych skarpet po pół roku użytkowania posiada widoczne oznaki przetarć, zmechaceń. W Compressportach tego nie ma.

————–

Koszulka to albo czerwona Drużyny Szpiku na krótki rękaw albo moja ulubiona, treningowa niebieska Nike z Praskiej Dychy. Obie maja ze sobą setki kilometrów i są dobrze przetestowane.

Kurtka
Jeszcze nie mam ale mam zamiar zakupić w Decathlonie taką zwykłą biegową wiatrówkę . Coś muszę mieć w razie deszczu, wiatru lub niskiej temperatury. Najważniejsze żeby złożona zabierała mało miejsca w plecaku.

Kijki
Zabiorę ze sobą. Nie zakładam raczej dużo z nich korzystać, ale mogą się przydać. Nigdy nic nie wiadomo. Lepiej mieć kijki, jak szukać na trasie jakiegoś badyla. Mam zamiar jeszcze trochę pobiegać z kijkami, aby bardziej się z nimi zaznajomić. Nie kupowałem ich. Dostałem je od rodziny. Są to (chyba) dość zwykle kijki trekingowe. Składa się je na trzy części i są dość lekkie. Mam porównanie z RaidLight i ANT z napieraj.pl Oczywiście pewnie nie są tak wytrzymałe i wygodne, ale jak na ten jeden raz powinno być ok.

zdjęcie

Plecak
Decathlonowy plecak QUECHUA RT Team 10l wypróbowany na weekendowych wybieganiach. Muszę dobrze zaplanować jego zapakowanie. Wszystko musi być ułożone i maksymalnie wygodne podczas biegu. Plecak w sumie jest świetny. Jedynie co przeszkadza mi to rurka od bukłaka, która dość często się zsuwa i zaczyna latać podczas biegu. Nie mogę jej skrócić i włożyć głębiej do plecaka ponieważ się zagina i nie można pić. Nic nie leci. Muszę jeszcze nad tym popracować. Najgorsze są szybkie zbiegi z plecakiem. Wtedy to rurką już kompletnie lata na wszystkie strony i się wysuwa. Poszukam jakiegoś rozwiązania.

Lampka Petzl TIKKA2, którą mam od dwóch lat. Kupiłem ja z myślą o wieczornym zimowym bieganiu. W mieście zdała egzamin. Zasięg światła to 29 metrów. Czy w beskidzkich ciemnościach będzie ok? Myślę, że nie gdyż strumień światła jest dość krótki, jednak ilość biegaczy na starcie w odpowiedni sposób oświetli drogę. To tylko mniej więcej jedna godzina do czasu kiedy wstanie słońce, więc damy radę. Zanim zawodnicy się rozbiegną to minie kilka kilometrów a wtedy będzie już jasno.

Buff to bardzo fajna i przydatna rzecz. Można zrobić czapkę, opasek lub na przykład chustę. Może się przydać. Nic nie waży a może ochronić głowę lub szyję. Zabieram 🙂

Dodatki: telefon, folia ratunkowa, podręczna apteczka, krem, kasa, mapa
Mapę dostanę od organizatorów. Trzeba mieć przy sobie ponieważ zagrożenie pomylenia trasy lub co gorsza – zagubienia się jest spore. Właściwie to jest jedyna rzecz, której się obawiam w kontekście zawodów. No może jeszcze kontuzja. Tego też się boję. Dlatego będę miał ze sobą telefon oraz podręczną apteczkę (bandaż, plastry). Na ręce obowiązkowo opaska ICEstripe w razie poważniejszego wypadku i utraty świadomości. Folię NRC zabieram głównie z myślą o ogrzaniu się, w razie pogorszenia pogody. Jest możliwość, że w sierpniu w górach będzie tylko kilka stopni.

Zegarek bez pulsometru. Nie ma sensu i potrzeby. Zabieram sprawdzonego Garmin Forerunner 610 bez paska. Mam nadzieje, że bateria wytrzyma cała trasę.
Może uda mi się zorganizować na czas zawodów coś super fajnego – nowego Sunnto Ambit2 🙂 To dopiero byłaby zabawa, zobaczymy….

Odżywianie

I tu jest mały problem. Co prawda testuje na trasie jedzenie, ale nie wiem jak po 5-6 godzinach będzie się zachowywał mój żołądek. Temat odżywiania nadal jest otwarty. W bukłaku będzie oczywiście woda, do tego bidon z izotonikiem i żele. Zabieram do plecaka także banana oraz czekoladę. Na przepaku spróbuje zjeść jakieś kanapki. Pewnie skuszę się na rodzynki inne suszone owoce. Czy to wystarczy?

Nocleg
Na zawody jadę z rodzinką. Spędzimy w górach kilka dni.  Udało nam się znaleźć domek w Ujsołach,  także z mety do domu nie będę miał daleko 🙂 Liczę na wsparcie moich osobistych kibiców na trasie.

Zdjęcia
Biorąc udział w takich zawodach człowiek chciałby mieć pamiątkę w postaci dokumentacji zdjęciowej. Całe szczęście będę miał osobistego fotografa, który będzie mi robił zdjęcia 🙂

mateuszekaparatOsobisty fotograf 😉

Co o tym wszystkim myślicie. Jakieś rady dla debiutanta? Czy zapomniałem o czymś ważnym?